2014 09 01 Wielka Rycerzowa raz jeszcze
{jcomments on}Beskid uśpiony
Jak co roku, tuż po zakończeniu sezonu letniego, wybrałem się na kilka dni do jednej z bacówek Beskidu Żywieckiego. Sam już nie wiem czemu, ale na tegoroczną samotną wyprawę wybrałem Wielką Rycerzową. Może dlatego, że to w centrum Beskidu Żywieckiego, który lubię najbardziej ze wszystkich. Deszcz właśnie przestał padać, a ja rozpocząłem marsz w Soblówce, szlakiem, którym dotąd jeszcze nie szedłem. Snujące się po lesie mgły i cisza sprawiały wrażenie jakby Beskidy odpoczywały po ciężkim, wakacyjnym czasie. W powietrzu unosił się niemal powidok maszerujących tłumów turystów, a deszcz nie zdążył jeszcze zmyć ludzkich śladów z błotnistych szlaków. Nie było żadnych dźwięków dzikich zwierząt czy ptaków, ani drwali prowadzących ścinkę, nawet wiatr wiał jakoś bezgłośnie. Naprawdę miało się wrażenie, że góry odpoczywają.
Nowa turystyka
Przełęcz Przysłop jest świetnym miejscem postojowym w drodze z Soblówki na Rycerzową. Jest tu ławeczka, daszek, zbiegają się tu szlaki polskie i słowackie, jest szyld informacyjny o unikatowości okolicznej przyrody, jest również wiata i … góra śmieci. Śmieci po wakacyjnej aktywności turystów. A raczej stonki, bo ta nazwa bardziej pasuje do stworzeń, które stadnie obsiądą jakiś ciekawy i atrakcyjny dla siebie obszar, wyeksploatują, nażrą się, zesrają, zasyfią i pójdą szukać kolejnego fajnego miejsca nie oglądając się za siebie. To właśnie miało miejsce nie tylko na Przełęczy Przysłop, ale również w innych miejscach tych pięknych gór. Turystyka górska się zmienia i to bardzo szybko. Kiedy narzekałem czas jakiś temu na śmieci pozostawiane przez turystów na szlakach, nie przyszłoby mi do głowy, że to dopiero przedsmak. Łudziłem się, że to jakieś tymczasowe zjawisko dotyczące kilku oszołomów, którzy przypadkiem znaleźli się na szlaku, i jeśli będzie się o tym mówić to problem stopniowo zniknie. Myliłem się bardzo. Górskie ścieżki zaczyna opanowywać nowy rodzaj turysty. Turysta roszczeniowy, nie zważający na reguły, kulturę czy obyczaje. Turysta, któremu wędrówka górska należy się jak psu buda, a sam nie musi nic. Rzekłbym- turystyka konsumpcyjna. Bo przecież wakacyjni turyści skonsumowali te góry, dosłownie i w przenośni.
Kto to posprząta?
No dobrze, stonka zrobiła syf, który teraz tam sobie leży, i poleży zapewne aż śnieg tego nie przykryje. Ktoś pewnie podpowie, że są prowadzone przecież w górach popularne ostatnio akcje społeczne „sprzątania gór”, i w ten sposób problem się rozwiązuje. Czyżby? Wygląda to mniej więcej tak: letnia stonka zalewa góry i nic sobie nie robiąc, nie zastanawiając się pewnie zbytnio, rzuca śmieci gdzie popadnie, no bo przecież jest na wakacjach, odpoczywa od ciężkiej pracy, delektuje się przyrodą i nie będzie nosić przecież w plecaku brudnej, klejącej się butelki po napoju, czy ciężkich i już niepotrzebnych butelek po piwie. Trzeba się balastu pozbyć, zresztą tak jak inni. Więc się pozbywa. A na jesień grupka zapalonych turystów, idealistów którzy w górach spędzili lata świetlne i nigdy nie rzucili w krzaki choćby chusteczki higienicznej, będzie w pocie czoła sprzątać po tych letnich debilach. No więc na następny sezon stonka znów przypuści atak na górskie szlaki, produkując jeszcze więcej śmieci i przy tym pewnie jeszcze nabierając przekonania, że skoro śmieci z zeszłego roku znikają, to pewnie zajmują się tym jakieś specjalne służby utrzymywane z podatków, i generalnie cieszyć się będzie, że ma czysto. Więc syfić będą jeszcze więcej.
Dlaczego to turyści zapaleńcy mają sprzątać po stonce. To chyba najgorsze rozwiązanie, żeby jeden sprzątał po drugim, bo to w oczywisty sposób deprawuje tego drugiego.
Moim zdaniem należy o tym głośno mówić, pisać, podejmować dyskusje, napiętnować takie zachowania. I nie tylko dlatego, żeby uświadamiać stonkę o istnieniu reguł o których być może nawet nie wie, ale też dlatego, aby zaangażować sam PTTK i organy jemu podległe, które problem mają póki co w nosie. Może schroniska które odpowiadają za dany region szlaków powinny wnieść coś więcej do sprawy zwłaszcza, że to przecież one zabiegają o poszerzanie swojej klienteli o taką właśnie. Jeśli rzeczywistych turystów jest za mało i trzeba budować modę na góry wśród sandałkowiczów, to może należy też ponosić skutki tej mody. Uważam, że w opisanym wypadku jeden turysta nie powinien sprzątać po drugim. Natomiast jeden turysta, winien upomnieć drugiego jeśli widzi, że tamten śmieci.
A tymczasem w schronisku…
…po sezonie turystów na mało, i żaden nie będący na szczęście stonką. Super. O bacówkach pisałem wielokrotnie, więc nie będę się powtarzał, odsyłam tu i tu. Schronisko na Rycerzowej zawsze uważałem za co najmniej bardzo dobre. No bo lokalizacja, no bo kameralność, no bo jedzenie dobre i obsługa odpowiednia. Zwykle, jeśli mogłem na coś narzekać, to tylko na turystów z którymi przyszło mi tą przestrzeń schroniskową dzielić, a którzy zbytnio się wyluzowali i przeholowali z alkoholem i zapomnieli o ciszy nocnej. Tym razem, wszyscy zakwaterowani turyści byli jak z podręcznika o turystach- chodzili spać jak tylko zapadł zmrok, naprawdę nie dając powodów do narzekań, nawet grupka młodzieży która zwaliła się do schroniska ostatniego dnia mojego pobytu. Za to ekipa schroniskowa dała sobie nieźle czadu wespół z bacą Jędrkiem, który w okolicy owce wypasa. Harce, hulanki, swawole - no któż by się nie dał skusić na taką perspektywę po ciężkim dniu pracy? No właśnie, ci młodzi ludzie zatrudniani sezonowo do pracy w schronisku, po kilku głębszych bawili się zbyt dobrze do 2 w nocy, zapominając zupełnie o obowiązującej ciszy nocnej, o tym, że ściany w obiekcie są bardzo dźwięko-przepuszczalne oraz o wiszącym dumnie w stołówce postulacie Luisa Trenkera potocznie zwanym Zbiorem Przykazań Schroniskowych. Może nie powinien tam wisieć. Uświadomiło mi to wszystko, że moja opinia o schronisku jest wyrobiona jakieś 6-7 lat temu, i chyba trochę się pozmieniało od tego czasu.
Szlaki, których jeszcze nie znamy
Beskid Żywiecki, zwany też Wysokim, mimo opisanych powyżej kwestii, nie przestaje być dla mnie jednym z najpiękniejszych. I nie chodzi mi tu tylko o widoki z wyższych partii gór. Wiadomo, dodają one uroku, zwłaszcza, że można zeń zobaczyć nie tylko szczyty innych Beskidów, ale także Tatry, czy słowackie pasma jak choćby Małą Fatrę. Nie mniej nawet w pogodę taką jak ta, kiedy mgły snuły się po przełęczach a słońce tylko fragmentarycznie wytapiało prześwity w niskim pułapie chmur, Beskid Żywiecki potrafi czarować swoimi malowniczymi zakątkami. Uwielbiam te ścieżki, które najpierw pną się gwałtownie przez 100 metrów do góry, by tuż po przecięciu szczytu foremnego niemal jak z dziecięcego rysunku, nagle gwałtownie opaść do kolejnej przełęczy, porośniętej gęsto świerkiem i buczyną karpacką. Pojawiające się znikąd wielkie, nigdy nie wysychające kałuże, w których pejzaż odbija się jak w lustrze sprawiają wrażenie jakby niebo było pod nogami. No i zapach drewna iglastego z wiecznie trwających prac wycinkowych gdzieś poniżej. Klimatyczne szlaki których wcześniej nie znałem a po ich przejściu zdecydowanie poleciłbym innym to zielony z Małej Rycerzowej na Muńcół przez Przełęcz Kotarz. Idealnie wpisuje się w powyższy opis, podobnie zresztą jak wspomniany na początku wpisu szlak zielony z Soblówki przez Przełęcz Przysłop, będący równocześnie krótkim i przyjemnym dojściem do schroniska. Szlakiem, który ciągle pozostaje dla mnie tajemnicą jest czerwony do Rajczy przez Mladą Horę. Jeśli ktoś szedł, to proszę o komentarz.